Pamięć i znicz
W odróżnieniu od innych kultur ten dzień w Polsce nie ma radosnej oprawy, ale posiada szczególny klimat. A właściwie posiadał, bo w ostatnich dwóch dekadach nawet ten wyjątkowy dzień bardzo się skomercjalizował i na cmentarzach można oglądać coś w rodzaju konkursu na najbardziej „efektowny grób”. Może się to podobać lub nie, ja jednak tęsknię za klimatem lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kiedy te szczególne dni poświęcone zmarłym miały swój niezapomniany charakter.
W dni poprzedzające Wszystkich Świętych chodziło się ze szkoły „robić” groby żołnierskie, na których w dniu święta obowiązkowo trzeba było zapalić znicz lub chociaż połówkę zwykłej świecy, a przecież czasy bywały trudne i były takie lata, ze nawet znicze były towarem deficytowym. Rankiem tego dnia trzeba było roznieść chryzantemy na groby, by wyglądały świeżo i nie za szybko przemarzły. A potem już msza na cmentarzu, przemoczone często buty, poparzone palce, czasem odmrożone uszy. Ale lubiłem tę tajemniczą atmosferę zadumy, zapach wosku, wygłupy z kolegami i rozmowy przy grobach z członkami rodziny, których nie widziało się czasem cały rok. A wieczorem odwiedziny u krewnych albo po prostu obowiązkowe ciasto w domu i wychodzenie po ciemku na zewnątrz, by zobaczyć kolorową łunę nad cmentarzem.
Wracało się tam w dzień zaduszny. Czasem po szkole, czasem z zakonnicą na lekcji religii i brodząc w błocie lub śniegu polowało na resztki zniczy, które dały się jeszcze zapalić. A wieczorem wypominki w kościele i nasz stały temat do żartów: „Dlaczego ksiądz grozi uduszeniem tylu ludziom, skoro i tak już nie żyją.”
Dzisiaj jest inaczej i łatwiej, a przez to nawet w kwestii dbania o pamięć o naszych bliskich zmarłych dominuje „bylejakość” kamuflowana coraz wymyślniejszymi zniczami i ekstrawaganckimi ozdobami na groby. Czy nie brakuje Wam tego, co w tym najważniejsze?
Znicz nie zastąpi tego, co „przedłuża życie zmarłym”. To, co możemy najlepszego zrobić dla ludzi, którzy odeszli, to pamiętać o nich. Nie chodzi tylko o tablice nagrobne i wypominki w kościele. Czasem wystarczy studiowanie historii swojej rodziny, rozmowy z rodzicami, dziadkami i pradziadkami na temat członków rodziny, którzy pożegnali się z życiem doczesnym, zanim mieliśmy szansę ich poznać. Bo kto umieszcza dziś w wypominkach krewnych sprzed kilku pokoleń. Gdzie szukać grobów tych, którzy umarli gdzieś daleko lub zginęli w wojennej zawierusze i spoczywają w nieoznaczonych grobach? Jest takie miejsce, gdzie można znaleźć informacje o nich wszystkich i trzeba o nie szczególnie dbać. To ludzka pamięć.
Dlatego zachęcam do rozmów, szukania i studiowania zdjęć, pamiątek, dokumentów; tworzenia drzew genealogicznych swoich rodzin. Warto wykorzystać pamięć cyfrową i szukać w sieci informacji o krewnych, o których nigdy wcześniej nie słyszeliśmy.
Ja w ten poznałem wielu członków rodziny, a moje drzewo genealogiczne ma wiele setek osób i sięga korzeniami do wieku osiemnastego. A we Wszystkich Świętych będę je właśnie po raz kolejny studiował. By pamiętać.
Dablju